Koleżanko z sali po porodowej...
Koleżanko z sali... nie będę kłamać, chciałabym byś to przeczytała. Może wtedy w końcu poczułabyś się mamą? Może musisz to tylko w sobie odkryć.. tylko się troszkę postarać...
Poznałam Cię 22 lipca, chwilę przed północą, kiedy przywieźli mnie z moim synkiem Piotrusiem z porodówki na salę poporodową. Ty już tam byłaś, z tego co słyszałam ponad tydzień. Rozumiem, mogłaś być już tym szpitalem zmęczona i zła.
Mój poród nie był trudny, szybki - obyło się bez pęknięć, komplikacji, właściwie po urodzeniu czułam się tak fantastycznie, że mogłam wrócić od razu do domu, wierzę, że Ty przeszłaś go gorzej, stąd Twoje zachowanie.
Nie mogłam napatrzeć się na Piotrusia, dobrze wiedziałam, że w pierwszej dobie będzie pewnie ciągle spał. Nie spałam całą noc, czekałam aż się obudzi, chciałam być blisko, nie chciałam pozwolić na choć jedną Jego łzę. Chciałam by czuł, że jestem..
Nie mogłam napatrzeć się na Piotrusia, dobrze wiedziałam, że w pierwszej dobie będzie pewnie ciągle spał. Nie spałam całą noc, czekałam aż się obudzi, chciałam być blisko, nie chciałam pozwolić na choć jedną Jego łzę. Chciałam by czuł, że jestem..
I tak było.. całą noc tuliłam go do siebie, aby czuł ciepło i bicie mojego serca, obudził się może ze dwa razy, pięknie ssał pierś i znów odpływał.
Ale Ty nie.. Twoje maleństwo również nie było szczęśliwe.. Płakało przez całą noc... przestawało tylko ze zmęczenia, by po odzyskaniu nieco sił znowu szlochając krzyczeć " Mamo, gdzie jesteś? Tak mi Ciebie brak!" ... Ja go rozumiałam.. Ty nie..
Powtarzałaś ciągle tylko "cicho, cicho...", "już, już..."
Ale Ty nie.. Twoje maleństwo również nie było szczęśliwe.. Płakało przez całą noc... przestawało tylko ze zmęczenia, by po odzyskaniu nieco sił znowu szlochając krzyczeć " Mamo, gdzie jesteś? Tak mi Ciebie brak!" ... Ja go rozumiałam.. Ty nie..
Powtarzałaś ciągle tylko "cicho, cicho...", "już, już..."
Kiedy byłaś w łazience a on płakał również nie wyszłaś sprawdzić co się dzieje...
Zanim skończyłaś, on już nie płakał, a Ty nawet nie zerknęłaś czy wszystko ok...
Widziałam, że nie idzie wam karmienie, że nie poręcznie go przewijasz, że nie czujesz do Niego tego co powinnaś...
Następnego dnia było to samo.. On płakał.. Ty od niechcenia go przewijałaś.. Niby trzymałaś go na piersi, ale nie pomagałaś mu jej złapać aby mógł zjeść...
Niby chciałaś go uciszyć, ale Twój głos brzmiał jak głos pani sprzedającej bułki.
Niby chciałaś go uciszyć, ale Twój głos brzmiał jak głos pani sprzedającej bułki.
Na drugi dzień na obchodzie pytałaś ciągle każdej położnej czy dziś będziecie mogli wyjść i mimo, że całą noc nie mogłam przez was spać, miałam nadzieję, że odpowiedź będzie brzmiała, że jeszcze nie.
Któregoś razu, kiedy znów poszłaś do łazienki,a Twoje dziecko znów głośno Cię wołało, nie dałam rady. Wykorzystując to, że Piotruś śpi podeszłam i wzięłam go na ręce. Lały się ze mnie łzy.,, Twój maluszek miał odwrotnie zapiętego pełnego pampersa... Łóżeczko przemoczone... i body za duże o przynajmniej 10 miesięcy... Popatrzył na mnie zdziwiony, że w ogóle ktoś go podniósł, a ja cała trzęsłam się jak galareta nie powstrzymując łez...
Wyszłaś... Powiedziałam Ci o wszystkim, pomogłam go przewinąć, przebrać, dałam mu swoje ściągnięte mleko, abyś mogła go nakarmić i mały usnął.. I wiesz? mimo, że to Ty jesteś Jego mamą, tak bardzo nie chciałam oddawać go w Twoje ramiona...
Koleżanko, dlaczego nie byłaś wcale przygotowana?... Nie miałaś dla niego smoczka, butelki, pieluszki... Ubranka były nowe... ale kupione na rozmiar 86... dla rocznego dziecka. Dlaczego nikt Ci nie pomógł?
Bogu dzięki, że był to środek lata.. i mogłaś owinąć go za dużym szlafrokiem dziecięcym aby było mu cieplej, bo w zimę by nie wytrzymał...
Była u Ciebie pani psycholog zaproszona przez szpital, który widział, że nie radzisz sobie z byciem mamą. Przyznam, że sama poszłam i prosiłam położną, żeby Ci pomogli, żeby jeszcze nie wypuszczali Cię ze szpitala, że nie dasz rady, ale oni nie mogli...
Byłaś zdrowa, pełnoletnia i miałaś pełne prawo do wyjścia ze szpitala - nie mogłam tego zrozumieć. Wyszłaś jeszcze tego samego dnia...
Koleżanko z sali, mam nadzieję, że to była jakaś nie potrzebna depresja porodowa i teraz nie widzisz poza swoim synkiem świata.
Mam nadzieję, że ktoś Ci pomaga i umiesz już przewijać, karmić i dawać ciepło swojemu maleństwu.
Koleżanko z sali mam nadzieję, że jesteś dobrą mamą i Twój synek ma się dobrze.
________________________________________________________________
Dziewczyny, wpis ten jest autentyczny, pisałam go od lipca... Mógłby być wiele wiele dłuższy ale łzy mi na to nie pozwalają. Ciurkiem zalewają mi klawiaturę.
Do tej pory mam przed oczami Jego niewinny proszący o trochę miłości wzrok i to, że w zasadzie nic nie mogłam zrobić. Dziewczyna wyszła ze szpitala dobę przede mną. Niestety, albo i stety... nie znam ich dalszych losów...
Któregoś razu, kiedy znów poszłaś do łazienki,a Twoje dziecko znów głośno Cię wołało, nie dałam rady. Wykorzystując to, że Piotruś śpi podeszłam i wzięłam go na ręce. Lały się ze mnie łzy.,, Twój maluszek miał odwrotnie zapiętego pełnego pampersa... Łóżeczko przemoczone... i body za duże o przynajmniej 10 miesięcy... Popatrzył na mnie zdziwiony, że w ogóle ktoś go podniósł, a ja cała trzęsłam się jak galareta nie powstrzymując łez...
Wyszłaś... Powiedziałam Ci o wszystkim, pomogłam go przewinąć, przebrać, dałam mu swoje ściągnięte mleko, abyś mogła go nakarmić i mały usnął.. I wiesz? mimo, że to Ty jesteś Jego mamą, tak bardzo nie chciałam oddawać go w Twoje ramiona...
Koleżanko, dlaczego nie byłaś wcale przygotowana?... Nie miałaś dla niego smoczka, butelki, pieluszki... Ubranka były nowe... ale kupione na rozmiar 86... dla rocznego dziecka. Dlaczego nikt Ci nie pomógł?
Bogu dzięki, że był to środek lata.. i mogłaś owinąć go za dużym szlafrokiem dziecięcym aby było mu cieplej, bo w zimę by nie wytrzymał...
Była u Ciebie pani psycholog zaproszona przez szpital, który widział, że nie radzisz sobie z byciem mamą. Przyznam, że sama poszłam i prosiłam położną, żeby Ci pomogli, żeby jeszcze nie wypuszczali Cię ze szpitala, że nie dasz rady, ale oni nie mogli...
Byłaś zdrowa, pełnoletnia i miałaś pełne prawo do wyjścia ze szpitala - nie mogłam tego zrozumieć. Wyszłaś jeszcze tego samego dnia...
Koleżanko z sali, mam nadzieję, że to była jakaś nie potrzebna depresja porodowa i teraz nie widzisz poza swoim synkiem świata.
Mam nadzieję, że ktoś Ci pomaga i umiesz już przewijać, karmić i dawać ciepło swojemu maleństwu.
Koleżanko z sali mam nadzieję, że jesteś dobrą mamą i Twój synek ma się dobrze.
________________________________________________________________
Dziewczyny, wpis ten jest autentyczny, pisałam go od lipca... Mógłby być wiele wiele dłuższy ale łzy mi na to nie pozwalają. Ciurkiem zalewają mi klawiaturę.
Do tej pory mam przed oczami Jego niewinny proszący o trochę miłości wzrok i to, że w zasadzie nic nie mogłam zrobić. Dziewczyna wyszła ze szpitala dobę przede mną. Niestety, albo i stety... nie znam ich dalszych losów...